„Urodzić się kobietą to przekleństwo”

IMG_7010

Kiedy myślę o kobietach, myślę o Indiach. Potem o Azji, całej Azji. O krajach arabskich i kobietach w burkach, o których czytałam jako mała dziewczynka. O oblewaniu kwasem za nieposłuszeństwo. O poznawaniu męża w dniu ślubu, o okaleczeniach. Myślę o zabijanych córkach, bo może drugim dzieckiem będzie syn, który bardziej się przyda. Dlatego dziś, w dniu kobiet, chcę o nich opowiedzieć, o tych kobietach, które poznałam i o tym co znaczy być kobietą w Azji.

Bruno poznałam w Indiach. Siedział w jednym z hosteli a podczas rozmowy wyszło, że chce jechać w to samo miejsce, w które chciałam jechać ja. I tak ruszyliśmy wspólnie. Wcześniej oboje podróżowaliśmy sami. Po kilku dniach powiedział mi, że kiedy mnie spotkał wyglądałam na zmęczoną i przestraszoną. Bardzo chciałam dołączyć do niego, ale nie bardzo rozumiał dlaczego. „Teraz, powiedział, po tych kilku dniach, rozumiem”.

Bycie kobietą nie jest proste. I nie mówię tu tylko o tym, że ktoś notorycznie robi ci zdjęcia. Nawet jeśli się na to nie zgadzasz. Robi je z ukrycia. Nie mówię też o tym, że o wszystkie rzeczy dotyczące ciebie pyta mężczyznę, który stoi obok ciebie, zakładając, że do niego należysz. I mimo, że ty płacisz, to on otrzymuje resztę. I mimo, że to ty kupujesz sobie bilet na autobus, a on tylko siedzi obok, to w jego stronę odwracany jest monitor i to on ma wybrać siedzenie. Nie mówię już nawet o tym, że ktoś prawie zawsze coś do ciebie krzyknie na ulicy. I to nie dlatego, że masz krótkie spodnie. Nie, nawet ich nie wzięłaś w tę podróż. Masz długie spodnie, zakryte ramiona, nierzadko zakrytą głowę i i tak jakiś mężczyzna za tobą krzyknie a kilkoro innych rubasznie się zaśmieje a ty możesz tylko zgadywać co powiedział. Mówię przede wszystkich o tym, że żyjesz w lęku. Nie wychodzisz po zmroku, nie wychodzisz sama, nie wychodzisz ubrana nieodpowiednio. A to wszystko ze strachu.

Sama pamiętam jak trudno było mi myśleć w ten sposób na początku podróży i jak pod jej koniec bałam się zrobić coś nie tak. Pamiętam pokrzykiwanie na ulicy, zdjęcia, strach przed podróżą w nocy, wyjściem w nocy na ulicę (tego właściwie nigdy nie odważyłam się zrobić w Indiach), przed spaniem samotnie w pokoju koedukacyjnym (mimo, że uprzednio rezerwowałam dormitorium żeńskie), przed samotną podróżą taksówką z kierowcą pytającym co robię tu sama, gdzie są moi znajomi i czemu mój chłopak ze mną nie pojechał. I nie twierdzę, że ktokolwiek z tych spotkanych przeze mnie ludzi miał złe intencje, ale wszechobecny strach i niepewność kobiet samoistnie się udzielała.

Kiedy po raz pierwszy jechałam metrem w Delhi byłam głęboko oburzona, że jest specjalnie wydzielony wagon dla kobiet. Rozumiałam to tak, że kobiety mogą siedzieć tylko tam a mężczyźni mogą zająć resztę wagonów. Z czasem zorientowałam się jednak, że jest wręcz przeciwnie. Ten wagon jest tylko dla kobiet i to mężczyźni nie mają tam wstępu. Kobiety mogą jeździć w innych wagonach, ale w tym mogą być same. I znów, początkowo tego nie rozumiałam, po kilku dniach doceniłam miejsce gdzie nikt na nie patrzy, nie dotyka, nie zbliża się niepotrzebnie. Pamiętam sama jak kilkakrotnie zdarzyło mi się siedzieć wygięta jak bumerang bo siedzący obok mnie mężczyzna mnie dotykał. I im bardziej się odsuwałam tym bardziej jego ręka się przysuwała. Kobiece wagony są zawsze pełne. I myślę, że to mówi samo za siebie.

img_5117.jpg

W Indiach nie przypominam sobie żebym widziała kobiety chodzące same. Chodzą parami. A raczej przemykają ulicami, niezauważone, z wzrokiem wbitym w ziemię. Oczywiście nie wszystkie i nie zawsze, ale to jest ogólne wrażenie. Kobiety są tłem. A to dziwne bo przecież to one sprzedają smakołyki w przydrożnych kramach czy gotują w barach. Niby są, wszędzie, w kolorowych sari, ale są jakby niewidzialne, nie chcące zwracać uwagi. I najczęściej w grupie. Na wszelki wypadek.

Pamiętam sierociniec w Nepalu, gdzie mieszkały również dorastające dziewczyny. Pewnego dnia zapytałyśmy je czego potrzebują, co można im kupić. Wymieniły pasty do zębów, szczotki, szampony i mydła. Zamilkły patrząc na siebie sugestywnie. I w końcu powiedziały. Potrzebowały też podpasek. Podpasek, których cena nawet mnie zaskoczyła swoją wysokością, a które one musiały kupować sobie ze swoich kieszonkowych. Lama, prowadzący ośrodek, kupował dzieciom jedzenie, chemię, ubrania, zeszyty. Każde dziecko dostawało dodatkowo jakieś grosze, od rodziny, od Lamy. Chłopcy i młodsze dziewczynki kupowali sobie słodycze, przekąski. Starsze dziewczyny musiały odkładać pieniądze na comiesięczny wstydliwy wydatek. Wtedy było to dla mnie szokujące, ale po przeczytaniu książki „Burka w Nepalu nazywa się sari”, którą absolutnie polecam, już mnie to nie dziwi skoro w niektórych częściach kraju kobiety podczas menstruacji są zamykane w zimnych szopach koło domu i uważane za nieczyste.

W Indiach poznałam też Rashmi, która była dyrektorką szkoły dla dzieci ze slumsów w Delhi i żyła w nowoczesnym domu. Chodziła w dżinsach i koszulce na ramiączka, miała tatuaż. Mieli zdecydowanie partnerski układ z mężem, ślicznego syna i szczęśliwe życie. Ale pamiętam jak dziwiło mnie to, że codziennie przy różnych okazjach mówiła mi, że są małżeństwem z miłości. Pokazała mi zdjęcia ze ślubu, opowiadała jak mąż się o nią starał. To było dla niej niezwykle ważne. Zrozumiałam to kiedy później rozmawiałam z kobietami, które tłumaczyły mi, że aranżowane małżeństwa, w których same są, nie są takie straszne. Miłość przychodzi z czasem, mówiły ze smutkiem w oczach. Nie jestem starą panną. Aranżowane pary w ogóle się nie rozwodzą a te z miłości tak, więc dobór partnera jest dobry. Ale czasem zdarzy się odważna kobieta, która szeptem doda, że rozwodów nie ma bo kobiety z aranżowanych małżeństw się boją. Bo jak odejdą to do końca życia będą same. W najlepszym wypadku.

W Azji jest przysłowie „Urodzić się kobietą to przekleństwo”. Nie wiem czy autor miał na myśli to jakim przekleństwem kobieta jest dla rodziny, bo przecież trzeba ją karmić dobrze wydać za mąż, zapłacić posag a ona mało pracuje, nie jest silna, więc więcej strat niż zysków. A może miał na myśli to jakim przekleństwem bycie kobietą jest dla samych kobiet. Mi osobiście bliżej do tej drugiej interpretacji.

Ten wpis jest dla mnie trudny, przypominam sobie te wszystkie historie, które noszę w pamięci i  nie chcę ich spłaszczyć, pozbawić głębi. A równocześnie chcę o nich powiedzieć. Nie po to żeby się umartwiać, albo pokazać jak my, europejki, mamy wspaniale. Nie po to żeby osądzać mężczyzn czy też zgadzać się na to jak jest. Chcę pokazać Wam historie kobiet, które z ogromną siłą codziennie rano wstają wiedząc, że świat nie jest dla nich łaskawy. Które codziennie mierzą się z lękiem tylko dlatego, że są kobietami. Chcę pokazać historie kobiet o których nikt nie wie, których buntu nikt nie słyszy. Historie kobiet, które może, mimo dzisiejszego święta, nie zostaną zauważone, docenione, kochane. Chcę o nich powiedzieć głośno, mimo tego, że one nigdy się o tym nie dowiedzą, chcę dać im część uwagi na którą, jak każdy człowiek, zasłużyły.

IMG_5783.jpg