Pocztówka z pociągu

IMG_2855

Azjatyckie pociągi zazwyczaj jadą nieskończenie długo. Nawet jeśli mają jechać krótko – jadą długo. I jest to niezwykła okazja do obserwacji. Poprzyglądania się, poczucia atmosfery, dostrzeżenia ludzi.

Jedna z pierwszych pociągowych podróży to 10 czy 12 godzinny dystans między Kambodżą a Tajlandią. To była pierwsza podróż pociągiem w Azji. Długa, lepka, gorąca. Początkowo pociąg był pusty, z czasem zapełniał się. Korytarzami przechodzili podróżni, ale też sprzedawcy z ryżem, herbatą, bananami. Otaczało mnie coraz więcej osób. Na początku próbowałam spać, czytać, rozmawiać z przyjaciółmi, jeść swój prowiant. Ale po kilku godzinach to wszystko stało się nudne. I zaczęłam obserwować. Krajobrazy, ludzi na stacjach, handlarzy. Z czasem zaczęłam patrzeć na ludzi wewnątrz. I to wtedy mój wzrok przykuła para podróżnych. Nie spokrewnionych, nie jadących nawet razem. Kobieta siedząca na przeciwko mnie i chłopiec siedzący za nią.

Starsza pani z torbami, zmęczona gorącem, niechętna do rozmowy, prawie od razu zasnęła. I wystająca zza jej siedzenia młoda główka, ciekawe oczy, dziecięce pochłanianie całym sobą tego co dookoła. Jej oczy zamknięte, zapewne wiedzące już co zobaczy. I jego zaciekawione, może widzące to wszystko po raz pierwszy. 

Pamiętam, że jadąc tak z nimi w przedziale naszła mnie refleksja, że wszyscy, cała nasza trójka jesteśmy nie tylko w tej małej podróży, ale też w tej większej, życiowej. To dziecko, na początku drogi – ożywione, ciekawe, chętne do działania, wręcz nie mogące powstrzymać swojej energii. Kobieta, bliżej końca – zmęczona, słabsza, ale wciąż ciepła i pogodna. I pomiędzy nimi ja. Początkowo wydawało mi się, że moja pozycja jest najciekawsza – dużo już mogę, jestem samodzielna i jednocześnie mam jeszcze siłę żeby poznawać, zdobywać.

Z czasem jednak widzę, że oboje mieli w sobie coś czego mi brakowało.

Kobieta miała w sobie niekończący się spokój. Widać było, że zna życie, wie czego może się spodziewać i wie, że nie jest usłane różami. Jednak biła od niej nieprawdopodobna siła. Patrząc na nią poczułam, że życie bywa trudne, bywa nieznośne, bolesne, ale ciepło jakie od niej biło dało mi poczucie, że to wszystko jest do przejścia, że pewnie na mojej drodze nie raz pojawi się zakręt, ale mam w sobie siłę, jako kobieta i jako człowiek, żeby to przejść. Żeby wziąć z mojego życia to co chcę. Tak jak ona – nie marudzić, nie narzekać, nie denerwować się, że podróż jest długa i męcząca. Mieć spokój, ciepło i z uśmiechem na twarzy korzystać z promieni słońca grzejących przez zamknięte rolety.

Równocześnie chłopiec powodował niewymuszony uśmiech na mojej twarzy. Wystawiał głowę przez okno, rozmawiał z ludźmi na stacji, zachwycał się tym co widział. Patrząc na niego poczułam, że on, przez to, że dopiero zaczyna stawiać swoje pierwsze małe kroki, nie wie jeszcze, że może się czegoś bać. Że może stać mu się krzywda, że podróż będzie długa, że będzie głodny. Nie myśli o tym, nie boi się a co za tym idzie – nie hamuje go to. On się zachwyca, chłonie, korzysta. Ten brak zahamowania w poznawaniu świata, ludzi to coś co codziennie próbuję po nim powtórzyć. To branie dnia z ciekawością, bez lęku.

Zdjęcie chłopca jest na tapecie mojego telefonu od czasu tej podróży. Patrzę na tego niego codziennie, nierzadko już go nawet nie zauważam. Zapytana o to co mam na tapecie, mówię o nim „Moje dziecko z pociągu”. Moje dziecko, które przypomina mi o tej ciekawości i spokoju z jakimi dobrze ten świat przyjmować.

IMG_2843.jpg